środa, 31 sierpnia 2016

Dom Spotkań z Historią



Dom Spotkań z Historią był ostatnim zaplanowanym do odwiedzenia w środę miejscem.




Zaczęliśmy od obejrzenia wystawy w środku budynku. Na zdjęciach mogliśmy obejrzeć powojenną, odradzającą się z ruin Warszawę. Ale przede wszystkim ludzi, mieszkańców Warszawy – tych, którzy wrócili do swoich zburzonych domów i tych, którzy zamieszkali tutaj po wojnie.

Pomimo tego, że mieszkają w ruinach, w strasznych warunkach, to żyją, odgruzowują, budują, bawią się, tańczą wśród ruin, piją kawę w ulicznej kawiarni, kobiety się stroją, a mężczyźni chodzą na mecze piłki nożnej i boksu… Są zdjęcia tłumów biorących udział w procesji Bożego Ciała oraz w pochodzie pierwszomajowym, osób pływających kajakami po Wiśle.

Bardzo przejmujące są fotografie dzieci. Mama pokazywała nam czym dzieci bawiły się na podwórkach, jakie zabawy wymyślały, opowiadała o tym, że w tamtych czasach nie było telewizorów, telefonów, konsol, gier, a dzieci na zdjęciach pomimo biedy, braku tych wszystkich współczesnych umilaczy czasu, wyglądały na szczęśliwe.

Wzruszenie dawało o sobie znać, gdy patrzyło się na zdjęcia tych dzieci  - dzieci wojny, dzieci ulicy, bawiące się na zgliszczach, żyjące w biedzie, okropnych warunkach, często osierocone i zmuszone do samodzielnej walki o przetrwanie. A jednocześnie cieszące się życiem, zabawą, pełne dzikiej energii, ciekawości, odwagi.

Po obejrzeniu stacjonarnej wystawy, spisaliśmy tajny kod placówki i udaliśmy się na drugą stronę ulicy, by obejrzeć wystawę pt. "Sen o Mieście. Warszawa lat 50. i 60. na zdjęciach Zbyszka Siemaszki ze zbiorów agencji FORUM".

Wystawę można oglądać w galerii plenerowej DSH, na skwerze im. ks. Jana Twardowskiego (u zbiegu ulic Karowej i Krakowskiego Przedmieścia).






Na wystawie przedstawione są zdjęcia wybitnego fotografa Warszawy pochodzącego z Wilna, przez lata związanego ze stolicą i dokumentującego powojenne przeobrażenia miasta i życie codzienne warszawiakówWarszawa na jego zdjęciach to miasto budzące się do życia, dynamiczne, tętniące życiem. 

Fotografie koncentrują się na nowoczesnej architekturze Warszawy, która była przedmiotem reportaży przygotowywanych przez Siemaszkę dla tygodnika „Stolica”. Na zdjęciach widzimy nowe dzielnice, modernistyczne budynki, nowo otwarte kawiarnie i sklepy (m. in. plac Konstytucji, osiedle Muranów, Centralny Dom Towarowy, Supersam, dworzec Gdański, budynki przystanków linii średnicowej PKP, w tym stacji Warszawa Powiśle, przeszklone pawilony u zbiegu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich) czy pojawiające się coraz częściej neony jako znak nowoczesnego miasta, a także samochody i autobusy, małą architekturę, wyposażenie sklepów i mieszkań, czyli ówczesny design, który dziś znów staje się modny. Dla uzyskania najlepszego efektu fotograf długo poszukiwał kadru, wyczekiwał na światło, zmieniał perspektywy, wchodząc na dachy budynków ze swoim średnioformatowym aparatem, robił zdjęcia z dźwigu, samolotu czy helikoptera.
Obok architektury, na fotografiach Siemaszki są mieszkańcy stolicy w ich codziennych zajęciach: w drodze do pracy, podczas odpoczynku, w modnych lokalach i na szerokich, czystych arteriach. 
źródło: www.dsh.waw.pl

Mamie zdjęcia podobały się bardzo, były takie jasne, miały w sobie dużo światła i były zrobione z ciekawej perspektywy, w interesujących momentach. My też patrzyliśmy jak kiedyś wyglądała Warszawa, próbowaliśmy odnaleźć miejsca, które znamy, przyglądaliśmy się, jak się kiedyś ubierano, jakimi samochodami jeżdżono (nigdy nie słyszeliśmy o samochodzie marki Warszawa) :)

Szukanie neonu Krówki poszło szybko i udało nam się znaleźć odpowiedź do jakiego baru zapraszała, z neonem słonika już tak łatwo nie było, choć wydawało nam się, że dość wnikliwie szukaliśmy.... Podobnie było ze zdjęciem elementu pewnego pomieszczenia, domyśliliśmy się jak nazywał się ten sklep, ale takiego zdjęcia nie udało nam się znaleźć na wystawie. Mama po powrocie dla upewnienia się co do odpowiedzi, szukała tych zdjęć w internecie i znalazła :)
Podobnie ma się rzecz dotycząca zdjęcia z budką z drabiną - pod zdjęciem Zbigniewa Siemaszki znalezionym w internecie napisane było, że w tych budkach urzędowali policjanci, a nie kontrolerzy ruchu, przełączający sygnalizację, ale najważniejsze, że udało nam się skompletować wszystkie odpowiedzi. Wrzucamy Wam parę zdjęć z wystawy.














I jeszcze kilka zdjęć znalezionych w internecie





Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Następnym muzeum jakie zaplanowaliśmy zwiedzić w środę to Muzeum Sztuki Nowoczesnej.  
Najpierw wyzwaniem było znaleźć w Centrum Warszawy w niedalekiej odległości od Muzeum miejsce parkingowe, ale za trzecim okrążeniem się udało, tuż przy muzeum :)

W sezonie letnim Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie przedstawia świat artystów, którzy oprócz tworzenia zajmowali się także edukacją. Na wystawie można zapoznać się ze sposobami, systemami i narzędziami uczącymi podstaw warsztatu i języka sztuki. 

Wchodząc do muzeum przeszliśmy przez taką dziwną bramę, jak się okazało, to była rzeźba Moniki Sosnowskiej, zaprojektowana specjalnie do wnętrza Muzeum, która stanowi jest stały element. Jednak nie zdradzimy Wam nazwy tej ażurowej rzeźby, może nazwa sama przyjdzie Wam do głowy, z czymś Wam się skojarzy, jak na nią spojrzycie....



Rzeźba ta wiąże ze sobą dwa wątki charakterystyczne dla tej artystki, a więc inspiracje popularnymi motywami architektury czasów PRL-u i wpisaną weń estetyką prowizorek i amatorskich modyfikacji oraz niepokojącą „osobliwość”, powstałą wskutek zaburzania lub zmieniania funkcji architektury. W tym przypadku płaska rzeźba wchodzi w trzeci wymiar, jej odnogi „rosną”, wyginając się i anektując przestrzeń sali wystawienniczej.

W sąsiednim pomieszczeniu dzieci spędziły najwięcej czasu, jak tylko zobaczyły klocki na podłodze i elementy do układania zabrały się do pracy, zabawy.









Konstrukcja, w której dzieci bawiły się klockami jest złożona z wielu takich samych elementów (modułów), które są ze sobą połączone i tworzą jedną całość. Twórcy tej instalacji Wam nie zdradzimy, bo jest to jedna z zagadek na karcie dla starszych dzieci. Możemy Wam tylko napisać, że jest to mężczyzna, który urodził się w 1923 roku w Budapeszcie, swoją karierę architekta, urbanisty, artysty i teoretyka rozpoczął we Francji w latach 50. Jest głównym teoretykiem i twórcą architektury mobilnej, czasowej. Na jego prace duży wpływ miały osobiste doświadczenia emigranta i uciekiniera, który doświadczył bezdomności i potrzeby budowania tymczasowych siedzib. Od późnych lat 50. był w kontakcie artystycznym z innym ważnym dla kolekcji muzeum artystą. Jego imienia i nazwiska również Wam nie zdradzimy, bo stanowi jedną z zagadek :)

Możemy tylko napisać, że był polskim architektem, który nie tylko projektował, ale także malował, rzeźbił i uczył studentów w szkole artystycznej. Oto i on na zdjęciu:






Pośród prac znajdujących się na wystawie można zapoznać się z narzędziem do nauki kompozycji, które widzicie na powyższych zdjęciach.

Ruchome urządzenie zmienia swój wygląd w zależności od tego, w jaki sposób ustawimy jego poszczególne części. Ten aparat służył studentom Akademii Sztuk Pięknych do ćwiczeń związanych ze światłem, przestrzenią i kolorem. 

W ostatnim pomieszczeniu mogliśmy obejrzeć i wypróbować jedną z prac, która jest zarówno przestrzenią wystawową do oglądania, jak i przestrzenią pobudzającą do kreatywnego myślenia. Jej twórcami byli Robert Fillou oraz Joachim Pfeufer. Nazwa jest dość śmieszna i jest również rozwiązaniem jednej z zagadek.



Dziewczyny weszły do środka i też zaczęły tworzyć, jednak mama nie pozwoliła im za bardzo rozwinąć wodzy fantazji, bo przed nami było jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia....







Przy okazji odwiedzin muzeum dowiedzieliśmy się o drewnianym domu, położonym na Mazowszu, w malowniczym starorzeczu Bugu, który jest przestrzennym manifestem Formy Otwartej – idei, którą jeden z powyższych architektów uczynił osią swojej twórczości architektonicznej. 

Dom, budowany od 1968 roku, w pełni wyrażał te idee, będąc jedną z niewielu prac zrealizowanych zgodnie z życzeniem architekta i jego żony. 

Budowany jako rama dla życia, ożywa wraz z obecnością ludzi. Szczególną atmosferę domu współtworzą ślady działalności i pasji jego mieszkańców – umieszczone wokół domu instrumenty dydaktyczne do nauki podstaw kompozycji; stalowa struktura z biennale w Wenecji z 1977 roku, po której pnie się winorośl i drewniany gołębnik, który, jak żartowała architekta, był najdoskonalszym dziełem jej męża.

Obejrzeliśmy sporo zdjęć tego domu w książce poświęconej temu domowi „Dom jako Forma Otwarta. Szumin Hansenów”. Usłyszeliśmy też sporo anegdot dot. właścicieli domu i ich dzieci (jak założenie elektryczności przez dzieci w tym domu pod 2-dniową nieobecność rodziców, do dziś kable zwisają w nim luźno nad głowami :)) Muzeum w porze letniej organizuje wycieczki do tego domu.

Dom Hansenów w Szuminie jest jedynym polskim budynkiem wpisanym na prestiżową listę Iconic Houses Network.

Udało nam się w internecie znaleźć parę zdjęć ich domu, które widzieliśmy w książce. Zobaczcie sami :)